homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Kościelna liturgia zakończyła nam uobecniać i opowiadać wielką opowieść o objawieniu „niewidzialnego” (2 Kor 4, 18) Boga przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Rok liturgiczny, jak wiemy, ma kilka etapów, ale dzisiejsza niedziela – pierwsza po niedzieli Trójcy Świętej, po Zesłaniu Ducha Świętego – przecina rok liturgiczny ostrym cięciem na dwie połowy. To co było w pierwszej części, mówi o Bogu zstępującym ku człowiekowi. To co jest w drugiej, mówi o człowieku porwanym przez Boga czy też wstępującym ku Niemu. A więc pierwsza część roku jest w sensie dosłownym teologiczna, a druga antropologiczna.
Pierwsza mówi o wcieleniu Boga, o Ojcu, który daje Syna, o Jego życiu publicznym, o paschalnym misterium dokonanym na krzyżu, o Jego przejściu przez śmierć do zmartwychwstania, aby zesłać Ducha Świętego. A ta druga część, zwana cyklem niedziel zielonych (nawiązanie do Zielonych Świąt, czyli do Zesłania Ducha Świętego), jest okresem, kiedy trzeba to wszystko, co zostało objawione jako działanie Ojca, Syna i Ducha, uczynić treścią codzienności, aby tamtą teorię wcielić w praktykę życia. Czyli po prostu, przypomina Kościół w swoich obrzędach, czytaniach, słowach napomnień o konieczności pracy nad sobą, by doświadczenie tego pierwszego etapu nałożyło się jakby pierścieniem na nasze życie i spięło nas razem z tajemnicami Boga w Trójcy Świętej Jedynego, objawiającego się przez zesłanie najpierw Syna, a potem Ducha, którzy prowadzą do Ojca. Na tym polega religia: to wiązanie Boskiego z ludzkim, ludzkiego z Boskim (religare po łacinie znaczy „wiązać, wiązać ponownie, znowu łączyć”).
A więc zaczynamy ten drugi etap. Wprawdzie przypada on (na początku) na okres odprężenia wakacyjnego, ale też stwarza szansę. Wielu ludzi przeżywa wakacje jak poszerzone rekolekcje i zaczyna ożywiać ten swój osobisty kontakt, tę swoją relację do niewidzialnej Rzeczywistości, do Boga, który po krótkim objawieniu się w dziejach ludzkich znowu wszedł w sferę „niewidzialnego”. Po to, by życie nasze nawiązywało jeszcze ściślejszy kontakt z Tym, który jest niewidzialny – o Nim mówimy, Jego sprowadzamy na ołtarz, On działa – i aby nasze życie coraz bardziej w Nim, przez Niego dojrzewało do pełni.
Już wiemy, że Tym niewidzialnym, który stał się widzialnym, a potem znowu niewidzialnym, jest Jezus Chrystus. I widzimy, że kto prawidłowo czyta dokonane przez Niego dzieło Boga na ziemi, musi sięgać wstecz, ku wydarzeniom historycznym sprzed dwu tysięcy lat, które są też dzisiaj ukryte przed nami i tylko dotykamy ich z zapisów historii, jak też musi sięgać w „niewidzialną” i „niewidoczną dla oczu”1 przyszłość, kiedy On znowu się objawi w pełni i „przyjdzie sądzić żywych i umarłych” – ale odkrywać to, co było, i to, co będzie, mamy w tym codziennym, tu i teraz przez nas przeżywanym „dziś”. W tej teraźniejszości, która dzięki obrzędowi liturgicznemu o strukturze sakramentalnej – a więc dwuwarstwowej, gdzie niewidzialne scala się z widzialnym, dotykalnym, z chlebem i obrzędem, słowem – pozwala nam oddychać jak gdyby dwoma płucami: i tym doczesnym, i tym Bożym, wiecznym, ponadczasowym. I oto stoimy na progu zagadnienia o niesłychanym napięciu. Mianowicie, kto chce odkryć istotną głębię chrześcijaństwa, nie może zatrzymać się tylko na warstwie instytucjonalnej, doczesnej. Wielu chrześcijan zasadniczo poza tę warstwę historyczno-socjologiczną nie wychodzi lub z trudem wychodzi. Tym samym ich życie ogranicza się tylko do zewnętrznego traktowania, jak też i wyrażania, swojego chrześcijaństwa.
A oto słyszymy dzisiaj te niezwykle szokujące słowa: „To co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa” (2 Kor 4, 18b). Gdybyśmy już podsumowali w tej chwili dokonania z warstwy widzialnej z tymi, które zostały przez nas dokonane w warstwie niewidzialnej, nie wiem, jak by wypadł bilans! Zawsze, jak patrzę na te tysiące młodych chłopców a później mężczyzn, którzy nie tylko idą „na fizykę” i „na nauki techniczne”, żeby później służyć zewnętrzności, ale za piłką gonią i wyżywają się, i myślą, że w tym jest sens, a później całe życie gonią za podobną piłką – to... sami widzicie, jaka jest proporcja tych spraw do tamtych. Nie chcę przez to dawać do zrozumienia, jakoby sens życia był tylko w celi kamedulskiej, w oderwaniu od świata, ale przebijanie się do warstwy niewidocznej powinno pasjonować ludzi nie mniej niż wgryzanie się, wżeranie się (użyję tego słowa) w to co doczesne. Bo to przemija. Mól żre, złodzieje kradną, rdza niszczy (Mt 6, 19), śmierć zabiera, pożoga ostatecznie spali wszystko (2 P 3, 10). I oto jesteśmy na granicy tego paradoksalnego zagadnienia, kiedy naprawdę trzeba sobie zdać sprawę, że to, co niewidoczne, niewidzialne, musi być pomimo wszystko na pierwszym planie naszych zainteresowań, poszukiwań i stawać się powoli treścią naszego życia.
Ta pierwsza część roku liturgicznego, o której wspomniałem, jak meteor przeszła przez historię: trzydzieści trzy lata życia Jezusa Chrystusa, Boga w widocznej postaci. Odsłoniła jak gdyby przecięciem szczelinę, poprzez którą widać cały horyzont świata Boga, do którego przez całe wieki ludzie powoli się wspinają – ci, którzy chcą, z pasją przez całe życie, a ci, którzy nie chcą, niesieni siłą ciążenia ku śmierci. Bo wszyscy staniemy w cztery oczy wobec tego świata „niewidocznego dla oczu”, kiedy zagrają trąby archaniołów wzywające na ostateczne konfrontacje.
Otóż podejmując ten temat i ukazując ową dwuwarstwowość rzeczywistości, to co widzialne i przemijające, i to, co niewidzialne i trwające, bo wieczne, czynię to dlatego, że musimy sobie uświadamiać, że właśnie chrześcijaństwo polega na patrzeniu na to, co przemijające i widoczne, poprzez to co „niewidoczne dla oczu”! Czy Chrystus nie mówił: „Szukajcie najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam przydane” (por. Mt 6, 33)? Czy Chrystus nie mówił: „Co pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na duszy szkodę poniósł?” (por. Mt 16, 26)?
Czy to, co dzisiaj Paweł innymi słowami wyraża, nie jest powtórzeniem tego samego? Przemija postać tego świata, „to co widzialne, przemija” (2 Kor 4, 18b). A ci, którzy mają, niech baczą na to, że jutro nie będą mieć. A ci, którzy żyją, niech uważają dobrze, że to jest już kres: dotknąć tylko codziennie siebie samego! wystarczy mieć trochę rozsądku, a wiemy, że dotykamy przemijające i śmiertelne. Gdybyśmy mieli takie ostre widzenie i tak to zawsze rozumieli!
Wracając dalej do wątku, nie chciejmy znowu sprawy upraszczać i mówić, że to „widzialne” nic nie znaczy i że ono nie ma sensu, ale wyraźnie ujmijmy to w jedno krótkie zdanie: to co widzialne ma sens tylko poprzez niewidzialne. Jeśli dusza oderwie się od ciała, zostaje proch. Skoro więc Chrystus kieruje dzisiaj naszą uwagę na niewidzialne, to tylko po to, by głośno powiedzieć: zanurzaj się w niewidzialne, bo w sferze niewidzialnej jest ukryty Bóg, ale też (to jest punkt drugi dzisiejszego orędzia liturgii słowa) z całym realizmem ukazuje biegun przeciwny.
W tym świecie niewidzialnym, „niewidocznym dla oczu” jest również dom przeciwnika, jest też kusiciel, jest szatan. Tak więc można rzeczywistość doczesną interpretować poprzez niewidzialną moc Chrystusa i niewidzialną moc szatana, przez pełnienie woli Boga i przez pełnienie woli szatana. I tak często bywa w życiu. Księga Rodzaju, którą przed chwilą przeczytaliśmy, mówi nam o genezie grzechu. Człowiek przerażony przyjęciem pokusy i spełnieniem jej, ucieka i rozbija więź, następuje rozwód, separacja między Bogiem a człowiekiem. Zapis św. Marka o genezie świętości mówi o przyjściu Boga w Jezusie Chrystusie i o wspólnocie, która się tworzy między człowiekiem i Bogiem dzięki przyjęciu orędzia Chrystusa. „Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 35).
A więc zwyczajność wszystkich naszych codziennych, widzialnych i przemijających spraw ma swoje korzenie w warstwie niewidzialnej, gdzie przebiega spór i walka pomiędzy światłością i ciemnością, pomiędzy grzechem i świętością, pomiędzy Bogiem i szatanem. W naszej codzienności stoimy ciągle wobec wyboru między natchnieniem idącym od Boga i pokusą idącą od szatana. I w nas, w naszym sercu to, co przemijające, może zostać poddane pod władzę szatana lub władzę Boga. Może owocem tego być albo grzech, albo świętość, mające swój kres w karze piekła czy w nagrodzie nieba. To jest cały obraz, który trzeba mieć przed oczyma, kiedy zaczyna się budowanie pełni chrześcijaństwa w sobie.
Na tym tle urasta do rangi najważniejszej jednak ta doczesność przemijająca, ponieważ m y jesteśmy tutaj odpowiedzialni za podjęcie decyzji. Bóg – mówiąc paradoksalnie – zrobił wszystko. Bóg dał Syna, Bóg wydał Syna na śmierć krzyżową i dokonał na Nim cudu zmartwychwstania, Bóg zesłał Ducha Świętego. Ale choć jest wszechmogący, stoi wobec możliwości usłyszenia od człowieka non serviam, nie będę Ci służył – tak jak powiedział szatan i ci, którzy może nawet nie wiedzą o tym, że noszą w sobie skłonność do paktowania z nim. (To aluzja do przypomnianej dziś sceny z raju: nie wiedzą, czym jest grzech pierworodny). Tak jak kpią sobie z szatana, tak kpią sobie z faktu swej słabości, która jest w człowieku, o której my sami dobrze wiemy – że widząc dobro pochwalamy dobro, chcemy dobra, a tyle razy idziemy za złem2.
Oto refleksja na ten rozpoczynający się okres. „Co widzialne, przemija, co niewidzialne, trwa wiecznie”. „Wyrzekasz się ducha złego? – mówimy na chrzcie i to sobie dziś przypomnieliśmy: – Wyrzekam. Wierzysz w Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, który prowadzi do Ojca? Wierzę”. Żyj tak! Żyj i próbuj coraz bardziej, mocą Ducha, wsłuchując się w słowa Chrystusa – iść do Ojca. Do tego ostatecznego spotkania, którego zadatkiem, jak gdyby pierwszym spotkaniem na przedpolu, jest dzisiejsze spotkanie eucharystyczne, kiedy Obecny w Hostii głosi nam swoje słowo. I to, co właśnie dziś też usłyszeliśmy: „Ten, kto czyni wolę Boga, jest Mi bratem, siostrą i matką”.
(1985)
1 Raz jeszcze przypomnę przepiękne słowa lisa do Małego Księcia: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę, Warszawa 1958, s. 67).
2 Video meliora proboque, deteriora sequor (Owidiusz). „Łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre (pisze św. Paweł), ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7, 18-19).
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz