homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Wakacje powiedzą, czym jest – po prostu – nasze chrześcijaństwo na co dzień, w warunkach innych niż anonimowość wielkiego miasta, bo anonimowość może jeszcze większego albo innego środowiska. Iluż z nas, choć odświeżyliśmy niedawno naszą chrześcijańską motywację przez przeżycie Świąt Wielkanocnych, już z powrotem wpadło w grzechy czy nałogi. Ilu przyzwyczaiło się do religijnych stereotypów i weszło na drogę powierzchownego, zrutynizowanego, zewnętrznego pojmowania swoich spraw z Bogiem.
Może dzisiejsze słowa Chrystusa: „Przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4, 35) przypomną im, o co w ogóle chodzi w religii. Zanurzeni w ten świat, zapominamy, że jest „druga strona” tego świata i że świat cieni ma jeszcze wymiar rzeczywisty.
Ilu z nas też, jeśli ulegliśmy pokusie przyzwyczajenia i rutyny, nie doszło już do tego wniosku, że dopuścić się rutyny w sprawach Bożych to pozbawić je sensu? A jak ten sens później odnaleźć? Iluż ludzi rozpoczęło swój kryzys religijny od utraty sensu zwyczajnych, najprostszych, codziennych spraw, w których istnieje też wymiar nadprzyrodzony i mistyczny1.
Nie dziw, że metaforyczna interpretacja wydarzenia opisanego przez św. Marka, mówiąca o uciszeniu burzy na morzu czy na jeziorze, dana nam dziś dla weryfikacji naszego chrześcijaństwa, rozpoczyna się od sceny budzenia. Wszystkie elementy przedstawionej tutaj sytuacji są ważne. Może myśleliśmy, że chodzi tutaj tylko o burzę.
Oto „zapadł wieczór” (Mk 4, 35), czas spoczynku na progu nocy. Ale na łodzi zdążającej do określonego celu to czas wysiłku. Czy zaśnięcie Jezusa nie jest prowokacją? Kiedy ci wiosłują, Chrystus śpi. Na pewno dla przeprowadzenia tej refleksji można nazwać sen Chrystusa prowokacją, bo kto tu kogo budzi? Wydaje się, że uczniowie budzą Jezusa, ale naprawdę chyba chodzi tu o coś całkiem innego.
Pełni bojaźni, lęku i trwogi wobec zagrożenia burzą, wołają: „Nauczycielu, giniemy!” (Mk 4, 38). Właśnie to wołanie pozwala nam wejść w samo sedno przypowieści – bo tak można nazwać ten ewangeliczny epizod. Przecież kontekst jest wyraźny. Wydarzenie w łodzi jest okazją do głębszego potrząśnięcia sumieniem uczniów, którzy potrzebowali interwencji Jezusa, by stanąć w prawdzie wobec Boga i siebie samych. Kto czyta historię, to może ją całą, i tę ludzką, i tę Boską, przeczytać w takiej warstwie: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” (Mk 4, 40), odpowiada po przebudzeniu Jezus.
Noc „zapada” i tworzy tę najszerzej pojętą scenerię. Noc, która dla wielu ludzi jest czasem trwogi i działania złych mocy, jest też czasem objawiania się zła ludzkiego serca: większość zbrodni i czynów nikczemnych dokonuje się w nocy, w ciemnościach. Naturalnie, u tych, dla których Wielka Noc jest niczym. Biblia mówi: kto spotka mądrość, doświadczy, że „nie zna snu blask od niej bijący” (Mdr 7, 10) i tylko człowiek, który nosi w sercu wielkie plany, nie pozwala zasnąć swoim oczom. Natomiast człowiek leniwy, gnuśny, który doznaje niedostatków, ten ulega pokusom, zagrożeniom i tym samym ulega obezwładnieniu złem, ale i „bogacz mimo swej sytości nie ma spokojnego snu” (Koh 5, 11).
„Bezsenność z powodu bogactwa wyczerpuje ciało, a troska o nie oddala sen, bardziej niż ciężka choroba wybija ze snu” (Syr 31, 1). Zgubny jest sen rozpustnika, a „którzy się upijają, w nocy są pijani” (1 Tes 5, 7). Sen jest tu symbolem opanowania przez grzech, jest znakiem niezrozumienia tajemnic Chrystusa. Wiemy, że nawet najbliżsi uczniowie, których wziął ze sobą na świadków męki, posnęli w Ogrodzie Oliwnym. „Jak to, nie mogłeś jednej godziny czuwać ze Mną?”, skarży się Jezus (por. Mt 26, 40; Łk 14, 37).
Ale najgroźniejszą postacią snu jest, jak choroba bez bólu, sen przy otwartych oczach. Czyż burza zagrażająca łodzi na jeziorze, przychodząca „od zewnątrz” wraz z porywistym wichrem, nie jest mniej groźna niż burza przychodząca „od wewnątrz”, zagrożenie domu od zbójców przychodzących z zewnątrz niż wewnętrzny rozkład rodziny? Czym są wszelkie zagrożenia człowieka od zewnątrz, począwszy od przemyślnych ataków szatana aż po agresję ludzi, jeśli jak w życiu Chrystusa wnętrze człowieka jest pełne miłości i niezłomnej wiary? „W raju był Adam i upadł – pisze św. Jan Chryzostom – na gnoju siedział Hiob i został uwieńczony. Cóż tamtemu pomógł raj, a co temu zaszkodził gnój? Na tamtego nikt nie czyhał, a powinęła mu się noga, na tego czyhał diabeł, a zasłużył na wieniec... Nie rzeczy bowiem – kończy – lecz przekonania czynią człowieka tym lub tamtym”.
Wydaje się więc, że to uczniowie budzą Jezusa, ale dzieje się odwrotnie: to Bóg sam stawia swoich uczniów na nogi. „Obudź się, który śpisz” (por. Ef 5, 14). „Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny” (por. Mt 24, 42; 25, 13), przewija się wciąż przez cały czas publicznego nauczania Chrystusa. Czuwajcie! – mówi do tych, którzy wpadają w rutynę czy w grzech. Ponieważ długi proces budzenia i przebudzania się, jeśli ktoś zasnął, jest przygotowywaniem na cud ostatecznego zmartwychwstania. Czymże bowiem jest zmartwychwstanie, jak nie wyjściem z letargu człowieka żyjącego w układzie zamkniętym, skończonym, i stanięciem wobec oblicza Boga Żywego?
Trzeba obudzić serce, w którym tak często szaleje burza namiętności, aby doprowadzić do stanu chrześcijańskiej dojrzałości. Kształt tej dojrzałości ukazuje Jezus w łodzi: „Ja śpię (posłużmy się słowem Pieśni nad Pieśniami), lecz serce me czuwa” (Pnp 5, 2). Natychmiast wszedł w samo serce akcji, kiedy Go obudzili. I odwrotnie: cóż z tego, że pozornie nie śpisz, skoro twoje serce śpi, obciążone cieniem śmierci, lenistwem grzechu, ślepotą spowodowaną pożądliwościami ciała, oczu i pychą (1 J 2, 16). Może nie tylko z obserwacji innych, ale z obserwacji samych siebie wiemy dobrze, jak zaślepia największych aktywistów pożądliwość. Ślepi, którzy nie widzą, gdzie jest prawda życia.
Iluż to z nas, żyjąc przecież na jawie, zatroskanych o sprawy tego świata, w pogoni za przemijającymi głupstwami i sprawami niepotrzebnymi, które tak trudno odróżnić od spraw potrzebnych, za którymi też trzeba gonić – pozwala Oblubieńcowi odejść (Pnp 5, 6) i nie pozwala doprowadzić do tego, co jest spełnieniem woli Boga w nas. Ilu z nas nie rozwinęło się na miarę talentów danych nam przy narodzeniu i przy chrzcie, zostało karłami duchowymi dlatego, że nie wzięliśmy w czas i na serio steru odpowiedzialności za swój rozwój.
„Milcz, ucisz się!” – powiedział Jezus do wichru i jeziora (Mk 4, 39). Czy nie doświadczamy, co przynosi cisza, kiedy burza? Że niesie pokój uwalniający nas nie tylko od zagrożeń zewnętrznych, ale i wewnętrznych? Mauriac pod koniec życia napisał książkę, którą zatytułował Burza cichnie o zmierzchu2. A ilu pisarzy powtarzało w niezliczonych wariantach: „wszystkie ognie z wolna wygasają”.
Bo zapamiętajmy: Bóg przemawia nie tylko burzami zewnętrznymi, napawającymi ludzi świętym przerażeniem. On jest obecny również w sposób intymny i przemawia najgłośniej do człowieka od wewnątrz: przemawia, jak uczy Biblia, „szmerem łagodnego powiewu” (1 Krl 19, 12). Czy wszystkie sprawy Ducha Świętego dające nam bogactwo Boga, dar Jego miłości i łaski, nie dokonują się w ciszy, w milczeniu? Delikatność miłości Boga. Prądy, błyskawice, trzęsienia ziemi lub to, co nam przynosi cywilizacja nasza i czym nas straszy, to znaki gniewu Boga. Ale: „kiedy wstępowałeś w łono Maryi Dziewicy – pisze starożytny autor – kroki Twoje były absolutnie ciche”.
Ile można się z tej wspaniałej przypowieści nauczyć! Ile wątków wziąć na wakacje, do „poszerzonych rekolekcji”, do naszych pielgrzymek poprzez ścieżki przyrody, na długie godziny samotności i milczenia, i refleksji. „Ci, którzy statkami ruszyli na morze, by handlować na wodach ogromnych, widzieli dzieła Pana i Jego cuda wśród głębin. Rzekł i zerwał się wicher burzliwie piętrząc fale. Wznosili się pod niebo, zapadali w otchłań, ich dusza truchlała w nieszczęściu. Wołali w niedoli do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę na powiew łagodny, umilkły morskie fale. Radowali się w ciszy, która nastała, przywiódł ich do upragnionej przystani. Niechaj dziękują Panu za Jego miłosierdzie, za Jego cuda wobec synów ludzkich” (Psalm responsoryjny).
1985)
1 „W tej powszedniości, o! jakże tu wiele mistycznych rzeczy i nieodgadnionych”, pisał Norwid w wierszu [W tej powszedniości...]; w: Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 1, s. 255.
2 François Mauriac, Burza cichnie o zmierzchu, Warszawa 1972.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz