Pierwsze czytanie: Jr 20, 10 13
Drugie czytanie: Rz 5, 12 15
Ewangelia: Mt 10, 26 33
homilia bpa Wacława Świerzawskiego
Zielony kolor szat liturgicznych obwieszcza zgromadzonym w świątyniach zakończenie długo trwającego okresu solennego. Rozpoczyna się zwyczajność. Liturgia, wielki wychowawca Kościoła, będzie odtąd przez wiele miesięcy kierować naszą uwagę na codzienność i na naszą odpowiedzialność za jej konkrety. Święta ukazują działanie Boga przez Chrystusa w Duchu Świętym dla nas podjęte, a teraz my mamy odpowiedzieć na to działanie.
Właśnie, kończący się okres uroczysty to ukazane w dwutakcie męki i zmartwychwstania dzieło naszego zbawienia dokonane przez Jezusa Chrystusa. Kto chce żyć po chrześcijańsku, musi wiedzieć, co Chrystus dla nas uczynił i co dalej czyni. Właśnie na tym polega nasze odkupienie, oczyszczenie z grzechów – i nasze zbawienie, obdarowanie łaską. A jest nam ono udzielone w Posiłku eucharystycznym, na który gromadzimy się, jedni w niedziele i święta, drudzy nawet codziennie. Tu, przy ołtarzu sprawującej się liturgii, przychodzi do nas Chrystus w przepowiadaniu Kościoła i w darze Komunii.
Przychodzi do nas Jego życie, Jego męka, Jego śmierć i Jego zmartwychwstanie – i my w nim uczestniczymy. Chrześcijanin to ten, kto uczestniczy w śmierci i w zmartwychwstaniu Chrystusa.
Takiego rozumienia życia chrześcijańskiego uczymy się od młodości. Przypominamy je sobie w okresach wielkich uroczystości roku liturgicznego, jak kończący się okres Wielkanocy, lub wydarzeń nadzwyczajnych, jakim był dopiero zakończony Kongres Eucharystyczny z udziałem Papieża, kongresowego Kaznodziei. A teraz nadszedł czas „zejścia z Taboru”. Czas zwyczajności. Nawet już takiej zwyczajności, że na horyzoncie urlopy i wakacje. Ale także czas konfrontacji z tymi sytuacjami, które tworzą zwyczajny kontekst naszego życia.
O tym zetknięciu, niemal brutalnym zderzeniu człowieka ze światem mówi dzisiaj Chrystus w Ewangelii i domaga się dania świadectwa temu wszystkiemu, co wyrażała i co przypominała solenność dopiero co przeżytych uroczystości.
„Nie bójcie się ludzi – mówi Chrystus. – Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Mt 10, 26.28 31). Ale zaraz, jak gdyby chroniąc od lęku czy przestrzegając przed jego nadejściem, mówi: „Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32 33).
Przejmujące słowa proroka Jeremiasza ujmują sprawę spotkania sacrum i profanum, Boga i świata, ludzi wierzących i niewierzących, w sposób realistyczny, ale i groźny. Można z nich wnioskować, że chodzi tu o przypomnienie, że pascha tych, którzy stoją po stronie Boga, trwa. Nieustanna. „Słyszałem – woła prorok Jeremiasz – oszczerstwo wielu: «Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!» Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mego upadku: «Może da się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim!»” (Jr 20, 10).
Ale też niech nie ujdzie naszej uwagi i to, co św. Paweł dzisiaj mówi, który dopiero zarysowuje problem w całej pełni i ostrości. Oto dając paralelę: Adam Chrystus, człowiek Bóg, wskazuje na napięcie, jakie istnieje pomiędzy grzechem i łaską, złem i dobrem, pomiędzy szatanem i Bogiem. Dzięki temu łatwiej odczytać, z jednej strony, czym jest zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa, dokonane dla nas w Jego paschalnym misterium (właśnie tym, które przeżywamy rok rocznie w sposób uroczysty), a czym jest, z drugiej strony, nasze dawanie świadectwa w konkretach codzienności. Kończy się solenność, wielkie zgromadzenia, śpiewy, uroczystości – i codzienność będzie miejscem wyboru, decyzji.
Mając w ręku wypowiedź Chrystusa i komentarz św. Pawła, powiem rzecz niezwykle ważną. Tak jak wielu chrześcijan przeżywa liturgię Wielkanocy, wielkie wydarzenia kościelno-narodowe (myślę o Kongresie, myślę o wizycie Ojca Świętego) bez zaangażowania i uczestniczenia, tylko w warstwie zewnętrznej, tak też wielu z nich przeżywa swoją codzienność w ten sam sposób. To ludzie grzechu. Inni, ci którzy mają żywą wiarę, uczestniczą w misterium Chrystusa przekazywanym nam przez Kościół za pośrednictwem głoszonego słowa i liturgii, ale także za pośrednictwem wydarzeń rozgrywających się w świecie – łączą jedno z drugim, scalają. To ludzie łaski. Dokonali wyboru.
Kiedy więc mówimy: kończy się okres solenny, zaczyna się okres zwyczajny, pragniemy przypomnieć, że trzeba większą uwagę zwrócić na rzecz dość często pomijaną, mianowicie, że dar Chrystusowego zbawienia jest dawany nie tylko przez słowo, słowo głoszone w liturgii, i dar Komunii, ale jest dawane przez wydarzenia codzienności. Czyli istnieje coś na kształt krążenia między darem słowa i darem Ciała Chrystusowego a zdarzeniami codzienności. Bo to, co otrzymujemy w świątyni, pomaga nam odkrywać głębię zdarzeń, zaś zdarzenia są konieczne, by odczytywanie przez wiarę daru słowa i Ciała było konkretne, by nie było zawieszone w próżni.
Często nam zarzucają: chodzicie do kościoła i nic z tego nie wynika, niech więc chrześcijanie zostaną w zakrystii, niech urządzają swoje procesje i mają swoje śpiewy, niech żyją w świątyniach... Takie chrześcijaństwo stwarzałoby pozory, że nie ma powiązania z życiem ludzi w świecie i ich zadaniami. A przecież chrześcijanie mają żyć z odpowiedzialnością za te zadania, jakie im powierza Chrystus wtedy, kiedy słyszą Jego słowo i kiedy przyjmują Go do swojego serca, by żyć Jego życiem także poza świątynią. Zresztą wiemy o tym, w stopniu choćby elementarnym wtajemniczeni w wielkie misterium Mszy świętej, że chleb i wino, które składamy podczas Mszy świętej na ołtarzu, jest ofiarą „pracy rąk ludzkich” i ludzkiego umysłu. I to co przynieśliśmy, przemienia się, abyśmy otrzymali To, co będzie przemieniać nasze życie do końca. Chleb i Wino staje się zaczynem, „kwasem”, który ogarnia całego człowieka (por. Mt 13, 33).
Pozwala to coraz wyraźniej widzieć ową wzajemność pomiędzy tym, co się dzieje w świątyni, a tym, co się dzieje w świecie. Odkrywanie prawa korelacji, odczytywanie tego, co się dzieje w kościele, poprzez to, co się dzieje w świecie, i odwrotnie, spraw tego świata poprzez to, co się dokonuje na ołtarzu, odsłania coraz bardziej tę równowagę i harmonię – tak zagrożoną przeróżnymi ograniczeniami czy zwyczajnymi przejawami codzienności – ten smak życia, którego doświadczamy w sobie, a który jest tęsknotą za rajem utraconym. Ale wielu do tego raju nie wraca. Gubi się na mieliznach.
Wracają tylko ci, którzy odnajdują ów smak życia w Chrystusie Jezusie, Panu naszym, dawanym w „Chlebie przaśnym”, w Eucharystii. I tym samym otrzymują mądrość i moc, żeby w sprawach tego świata, tak splątanych, często tak tragicznie bolesnych dać świadectwo Chrystusowi. Dać takie świadectwo, jakiego Chrystus domaga się od swoich uczniów, których ubogaca darem Ducha Świętego, świadectwo, które ma być ukazywaniem, objawianiem życia Chrystusa umęczonego i zmartwychwstałego, ale już teraz, hodie, żyjącego w swoich uczniach. Żyjącego i objawiającego się za pośrednictwem konkretów codzienności rozgrywających się w świecie.
Powiedzmy więc, dopełniając te refleksje: Do kościoła przychodzimy z wyboru, bo kiedy słyszymy dzwon czy głos sumienia, musimy zadecydować. Ale w świecie żyjemy, nie mogąc wybierać: chcę żyć w świecie lub nie chcę żyć w świecie – jesteśmy w nim. I możemy tylko dokonać wyboru: czy będziemy żyć według Chrystusa, a więc z wyboru „za Chrystusem”, czy z wyboru „przeciw Chrystusowi”, czy będziemy żyć w łasce, czy będziemy żyć w grzechu. I tak jak normalne pełnienie obowiązków – mówił poeta – „uniepotrzebnia” poświęcenia heroiczne1, tak też heroizm rozłożony na codzienność, jeśli ma być świadectwem danym Chrystusowi, musi być świadomym budowaniem istniejącego w nas podtekstu, naszej wewnętrznej prawdy, dzięki której wszystko w codzienności staje się Chrystusowe.
Przecież nasze życie „cywilne”, zwyczajne życie niczym się na zewnątrz nie różni od życia wszystkich ludzi. Czym więc mamy się różnić i czym różni się chrześcijański od pogańskiego stylu życia? Właśnie objawieniem w nas i przez nas Paschy Chrystusa: więzi z Jego wąską drogą krzyża i tym samym owocowania w nas Jego zmartwychwstania. Choć bowiem każdy z nas jest chrześcijaninem, to jest najpierw człowiekiem, jest też, pomimo chrztu, „poganinem” ze skłonnością do grzechu, tak jak jest i zwierzęciem; może objawić zarówno pogaństwo, jak zwierzęcość, ale też może objawić wiele wspaniałych wartości, bogactwa, chwały, wiele uzasadnionych nadziei, może objawić w sobie czystą radość suwerennego wyboru „za Chrystusem” i chrześcijańskiego stylu życia.
Chrześcijaństwo nakłada się w nas na człowieczeństwo i dopełnia, czyli chrześcijanin rodzi się z poganina wtedy, kiedy ową solenność Paschy, przeżywaną przez tyle tygodni w kościele i dawaną w Eucharystii, przenosimy w codzienność przez przyjęcie Chrystusa i scalamy z tą codziennością, którą rozumiemy w duchu Paschy, gdzie umieramy, aby żyć, gdzie wierność dojrzewa w cierpliwości.
Popatrzmy teraz na nasze dni, które często podsumowujemy prostym stwierdzeniem: proszę księdza, nie modliłem się rano. Wtedy mówię: Przeżegnaj się, powiedz: Panie, żebym jak ziarno wdeptane w ziemię wiedział, że z Tobą jestem wdeptany i z Tobą zmartwychwstanę! Idź do pracy i tak pracuj. Tak zacznij ten dzień i tak skończ ten dzień, żebyś wieczorem mógł znowu zrobić znak krzyża i pomyśleć, czy byłeś wierny temu stylowi, który odczytujesz z Ewangelii. Wierny prawu ziarna wdeptanego w ziemię, które ma przynieść owoc.
W tym właśnie rozpoznajemy w nas to „coś innego”. Rozpoznajemy w nas Chrystusa, bo jest w nas, przyjęty w Komunii, i idzie z nami. Jeśli z Nim umieramy i zmartwychwstajemy, On, moi drodzy, uwalnia nas w każdej sytuacji dnia, od szóstej rano do czasem dwudziestej czwartej w nocy, od pychy, która od korzeni niszczy wielkie i heroiczne działania. To On odkrywa nam tajemnicę swego ubóstwa.
Ilu z nas, właśnie podczas takiego dnia, mając chwilę wolnego czasu, woła: Jezu, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną! „w ranach Twoich ukryj mnie!”2 Ilu mówi: wybaw mnie od złego! I w takim przeżywaniu codzienności jest też miejsce na przyznanie się do winy, na wyznanie grzechów, na pokorne wołanie, jak to tyle razy czynimy: Jezu, bądź miłościw!
I moi drodzy, to wewnętrzne nastawienie przenika, jak zaczyn, wszelkie ludzkie, chrześcijańskie działanie. Albowiem ubóstwo ducha, wyznanie grzechów, oczekiwanie miłosierdzia są prawdziwe jedynie wtedy, kiedy operują konkretami! Ta wewnętrzna postawa, to wewnętrzne usposobienie dotyczy sumy wydarzeń dnia codziennego i tworzy z nimi organiczną całość, ogarnia całe nasze postępowanie. Jest miąższem wszystkiego, co czynimy i czym żyjemy, pomimo że jest nieuchwytne, jest tajemnicze, nie dające się ująć w żadne przepisy, recepty czy paragrafy. Jest poza wszelką strategią, wszelką metodą, ale też wszelką sprawdzalnością. To tylko my o tym wiemy. I nikt nam tego nie może zabronić, nikt nie może za to ukarać i nikt nie może nam tego odebrać. To jest nasza najbardziej własna prawda, kiedy decydujemy: Chrystus, łaska – czy grzech.
Wybierając Chrystusa godzimy się na interwencję miłości Boga, na wprowadzenie świętości w nasze życie. I ten właśnie podtekst tworzy z naszego ludzkiego życia życie chrześcijańskie. On jest tym świadectwem, którego domaga się Chrystus. Jest znakiem zmartwychwstania naszego już tutaj, przed naszą śmiercią. Jest znakiem tak czasem czytelnym, że ci, którzy idą obok nas i idą za nami, nawet jeśli idą przeciw nam, są czasem zaniepokojeni, a czasem zafascynowani. Bo spotykając taki znak, szukają źródła, z którego mogliby się też sami napić, by ich życie było podobne do tego życia. A tym źródłem jest właśnie Chrystus, obecny w słowie i w darze Eucharystii.
Jak wspaniale streszcza te dzisiejsze refleksje Psalmista modlitwą: „Wysłuchaj mnie, Panie, bo łaskawa jest Twoja miłość, spojrzyj na mnie w ogromie swego miłosierdzia. Patrzcie i cieszcie się, ubodzy, niech ożyje serce szukających Boga” (Psalm responsoryjny).
(1987)
1 „Oto, myli się Szanowna i Kochana Pani – pisał Norwid w marcu 1862 roku w liście Do Joanny Kuczyńskiej – zbliżając w sensie jednym heroiczne indywiduów poświęcenia i normalne pełnienie obowiązków: drugie uniepotrzebnia zawsze pierwsze” (Cyprian Norwid, Pisma wszystkie, dz. cyt., t. 9, s. 20).
2 Słowa z modlitwy Anima Christi („Duszo Chrystusowa”), pochodzącej z XIV wieku.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz