homilia bpa Wacława Świerzawskiego
„To lekarz z powołania, to architekt z powołania, to ksiądz z powołania”. Tak mówimy, pragnąc przez to podkreślić dojrzałą odpowiedzialność tych ludzi za wykonywanie swego zawodu czy powierzonego posłannictwa. Cechą szczególną owej dojrzałej odpowiedzialności jest niewątpliwie kompetencja. Ale nie tylko. Jest przede wszystkim gorliwość. Człowiek realizujący się poprzez swoje powołanie jest gotów, jak to sparafrazował myśl świętego Pawła Apostoła (1 Tes 2, 8) Ksiądz Konstanty Michalski, „duszę dać”. A dać duszę posłudze, posłannictwu – jest wyrazem czynu heroicznego[1].
Można więc, mówiąc o powołaniu – bo na ten trop kieruje naszą uwagę dzisiejsza liturgia słowa – zająć się wieloma aspektami tego tak bardzo istotnego dla chrześcijańskiego życia problemu. Bo istnieje także chrześcijanin z powołania, czyli w sposób dojrzały odpowiedzialny za swe posłannictwo, mający kompetencję doktrynalną i przede wszystkim chrześcijańską gorliwość. My siłą rzeczy ograniczymy się tylko do niektórych węzłowych zagadnień tego tak pasjonującego tematu.
Oto sam fakt, że ktoś odkrywa w sobie powołanie, że rozeznaje, że jest powołany, i decyduje się na danie odpowiedzi owemu konkretnemu powołaniu czy wezwaniu – wpływa w sposób istotny na całe jego życie. Wiemy, czym jest (patrząc od strony negatywnej) brak przynależności: bo mnie nikt nie wezwał, nikt mnie nie powołał, nikt mi niczego nie zlecił. Na to zwrócił uwagę Chrystus w przypowieści o robotnikach próżnujących[2]. Wiemy, do jakiej rangi urasta sprawa wyboru zawodu, odpowiedzi na powołanie, i u rodziców, i u młodzieży kończącej maturę. Wiemy także, jaką rewolucję wprowadza w ludzkie życie konkret spowodowany uświadomieniem sobie wezwania i zadania życiowego.
Powołanie Samuela, o którym słyszymy, jest jedną z ilustracji tych wydarzeń w Starym Testamencie, które stworzyły postacie biblijne mające głębokie powiązania z Chrystusem i chrześcijaństwem. Czyli z naszymi życiowymi postawami. Bóg powołał Abrahama do wielkiego dziejowego zadania, a ten „przez wiarę – jak mówi List do Hebrajczyków – przywędrował do Ziemi Obiecanej” Hbr 11, 9). Bóg powołał Mojżesza przy płonącym krzaku, a on „przez wiarę wytrwał, jakby na oczy widział Niewidzialnego” (Hbr 11, 27). Bóg powołał Izajasza i Jeremiasza do posługi proroków, a także Samuela, o którym mówi kronikarz, jak przed chwilą słyszeliśmy, że zajął wobec głosu-powołania Pana stanowisko odpowiedzialne. Powiedział: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3, 9.10). I dodał kronikarz: Samuel „nie pozwolił upaść żadnemu Jego słowu na ziemię” (por. 1 Sm 3, 19)[3].
Z tej szkoły wyszli powołani przez Chrystusa Apostołowie. Geneza ich heroicznych czynów jest ich powołaniem, a ich powołanie ujmuje się w krótki schemat, prosty, a tym samym też i radykalny: usłyszeli – przyjęli słowo – i poszli za Jezusem. „Zobaczyli, gdzie mieszka” (J 1, 39), weszli do domu i nie opuścili Chrystusa. Nie opuścili Tego, którego zobaczyli i usłyszeli, i przekonali się, że to jest Bóg. A wszystko, co się dokonało w ich życiu potem, było wynikiem tego powołania.
Znamy ostry zarys tego tak istotnego dla ludzkiego życia wydarzenia z jeszcze innej sceny. Kiedy dziś mówimy o powołaniu przez Jezusa uczniów na Apostołów, dołączmy do tego przypadek wyjątkowy: powołanie pod Damaszkiem na „Apostoła Jezusa Chrystusa” (Tt 1, 1) Szawła, ucznia Gamaliela (Dz 22, 3), który przybrał imię Pawła z Tarsu. To on nam dzisiaj w swym radykalnym wywodzie tłumaczy, że „ciała nasze są członkami Chrystusa i dlatego nie są dla rozpusty, ale dla Pana” (por. 1 Kor 6, 15.13). I dodaje Paweł motywację: „Ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest” (1 Kor 6, 19a). I wyciąga z tej tezy najistotniejsze wnioski, które są motywacją jego heroicznej wierności temu, co się wydarzyło pod Damaszkiem: „Już nie należycie do samych siebie. Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6, 19b‑20).
Całe życie Pawła – znamy to życie, przypatrujemy się mu, czytamy go, chcemy naśladować – jest życiem powołanego przez Jezusa apostoła, jest jednym pasmem wielbienia Boga, jest świadectwem, że słowo Boże przyjął na serio i odpowiadając na to słowo przyjął je z posłuszeństwem i dochował wierności przyjętemu posłannictwu. Nigdy nie mogę zrozumieć ludzi, którzy idą przed ołtarz Boga Żywego w momencie zawierania małżeństwa i mówią: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci” – i za chwilę zdrada. Kłamstwo tego uroczystego przyrzeczenia.
Otóż jak widać z tych refleksji, fakt powołania, który jest z inicjatywy Boga dokonany za pośrednictwem Chrystusa przez słowo od zewnątrz i przez impuls Duch świętego od wewnątrz, ogarnia również odpowiedź człowieka. Człowiek słucha tego, co mówi Bóg, słucha tego, co Bóg proponuje. Jeśli słuchając słów wsłuchuje się w nie i poznaje przekazywaną treść, i zgadza się z nią i ją akceptuje – ze słuchania rodzi się posłuszeństwo wiary. Wiara jednak to nie odpowiedź słuchających na ślepo. Nikt posłuszny na ślepo nie jest posłuszny aż do samego wnętrza, do głębokich warstw motywacji i intencji; nie jest to posłuszeństwo, w którym zachowuje się wolność.
Kto więc spotyka Chrystusa, który „wie, co jest w człowieku”, bo jest Bogiem, i domaga się, by ocena czynów moralnych sięgała najgłębszych pokładów serca – pamiętamy, jak mówił w Kazaniu na Górze: „A kto by spojrzał na niewiastę i pożądał, już ją scudzołożył w sercu swoim” (por. Mt 25, 28[4]), dlatego nie wolno igrać z pornografią – ten musi, chcąc wejść w twórczy z Nim kontakt zbudowany na powołaniu, zmienić swoje życie aż do najistotniejszych warstw człowieczeństwa. Kto chce być Chrystusowy, musi zgodzić się na nawrócenie dokonane przez czynienie pokuty (za chwilę na horyzoncie Wielki Post: usłyszymy znów apel wzywający do metanoi, do przemiany serca dokonanej pod wpływem przemiany myślenia), ten musi zgodzić się nie tylko na czystość ciała przez unikanie rozpusty, ale na czystość myśli, pragnień, całego duchowego wnętrza. Ponieważ sprawa z Bogiem jest niemożliwa dla tych, którzy chcą z Nim negocjować z pozycji grzechu.
łaśnie na to stawiane przez Chrystusa wymaganie wewnętrznej przemiany wskazuje dzisiejszy epizod zmiany imion powołanych: „«Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas», to znaczy: Piotr” (J 1, 42). Szawła nazwano Pawłem, Karola Wojtyłę – Janem Pawłem II.
Nadanie nowego imienia Szymonowi powołanemu przez Jezusa nastąpiło po odpowiedzi, jaką dał: „«Znaleźliśmy Mesjasza», to znaczy: Chrystusa” (J 1, 41). Kto w Jezusie z Nazaretu, w historycznej postaci sprzed dwóch tysięcy lat odkryje Chrystusa, czyli spotka w Nim zmartwychwstałego Pana, obecnego w Eucharystii (nigdy tego nie pomijajmy, bo się zagubimy), ten wszedł w ten moment, gdzie można usłyszeć wyraźne powołanie i wezwanie, i wie, że nie ma w życiu innej drogi. Bo „łaska i prawda – jak dzisiaj nam podpowiada Pismo – przyszły przez Chrystusa” (śpiew przed Ewangelią). I wtedy człowiek, który stoi blisko przy Nim obecnym w Eucharystii, pyta jak Apostołowie onegdaj: „Gdzie mieszkasz?” (J 1, 38), i idzie za Nim, i odtąd pozostaje u Niego (J 1, 39).
Zamieszkać z Chrystusem może ten, kto poznał Chrystusa jako Prawdę. Czyli poznał, że przeszedł On przez śmierć do zmartwychwstania, aby pozostać dla nas mocą Boga, który chleb przemienia w swoje Ciało. Czyli jest z nami.
Ale na koniec i to zdanie trzeba dostrzec, by patrzeć na cały obraz. Zdanie tak dramatyczne jak nasza niewierność. Może się zdarzyć, że ktoś po otrzymaniu pełnego poznania prawdy (jak pisze autor Listu do Hebrajczyków) „podepcze Syna Bożego i zbezcześci krew Przymierza” (por. Hbr 10, 29), i „wpadnie” przez to “(straszna to rzecz) w ręce Boga Żywego” (por. Hbr 10, 31). Ale to nie wymysł autora Listu do Hebrajczyków. Czy Chrystus nie powiedział też tych tajemniczych słów: „Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22, 14)? Wiedział i „wie, co jest w człowieku”. I wie o nieskończonych możliwościach zdrady, powtarzania tego szaleńczego non serviam, „nie będę Ci służył”.
A więc dla całości obrazu trzeba widzieć też ten drugi, przeciwny biegun powołania, jak gdyby «omega» momentu powołania, i to w wymiarze negatywnym – bo jest i pozytywny, którym jest wierność i nagroda, jak do Giedroycia powiedział[5]: esto patiens, „bądź cierpliwy aż do śmierci, a otrzymasz wieniec życia” – a mianowicie odrzucenie winnych i niegodziwych, którzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu. Słowa Chrystusa, tego samego, który mówił: „Pójdź za Mną!” (Mt 9, 9), na Sądzie Ostatecznym powtórzą: „Nie znam was” (por. Mt 7, 23; 25, 12). I to nie znaczy, że odwołają oświadczenie towarzyszące wybraniu. Będą konsekwentnie wierne tej samej miłości, jaka powołuje człowieka do współżycia z Bogiem.
Właśnie to całe spojrzenie, całościowe spojrzenie na punkt „alfa” (powołanie) i punkt „omega” (nagroda lub kara jako wynik Sądu), przypomina nam godność naszego chrześcijańskiego powołania i naszą za to powołanie odpowiedzialność, jaką zaciągnęliśmy w momencie chrztu. My wobec nas samych, my wobec naszych dzieci, my wobec dorastającej młodzieży, my wobec społeczeństwa, my wobec ludzkości (użyjmy wielkich słów). I mamy obowiązek, mając tę świadomość, podtrzymywać przyrzeczenia chrzcielne z całą gorliwością przez wszystkie dni naszego życia. Dlatego dzisiaj powtórzymy z wiarą to, co przed chwilą wyśpiewaliśmy Bogu – jeszcze raz, z wiarą gotową do posłuszeństwa przykazaniom Bożym i światłu natchnień: „Przychodzę, Panie, pełnić wolę Twoją” (refren Psalmu responsoryjnego). Amen.
(1985)
[1] „Żadna pożoga wojenna nie odrodzi świata – pisał na ziemi sandomierskiej po wyjściu z obozu koncentracyjnego ks. Konstanty Michalski – jeżeli go od wewnątrz nie odmłodzi miłość, gdyż prawo miłości jest prawem bytu i na odwrót. Nie zrozumie jednak w całej pełni tego zagadnienia, kto nie wsłucha się z głęboką wiarą w duszy w słowa Chrystusa w Wieczerniku, gdzie w obliczu Golgoty po raz trzeci ogłasza swe przykazanie, zapowiadając, że kto je będzie chciał zachować, będzie musiał duszę swoją dać. Prawo bytu jest prawem miłości, a prawo miłości jest prawem ofiary” (Konstanty Michalski, Między heroizmem a bestialstwem, Kraków 1949, s. 254).
[2] „Zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął»” (Mt 20, 6-7).
[3] Tekst Księgi Samuela mówi, że to Bóg „nie pozwolił upaść na ziemię żadnemu jego słowu”, słowu Samuela, ale dobrze jest sparafrazować ten zapis i powiedzieć, jak tu, odwrotnie.
[4] Ten przekład (ks. Jakuba Wujka i ks. Eugeniusza Dąbrowskiego) – choć zwrotu „scudzołożyć kogoś” nie występuje we współczesnym języku polskim, lepiej niż „dopuścił się z nią cudzołóstwa” (jak chce Biblia Tyniecka) oddaje jednostronność tego grzechu: kobieta nie ma w nim udziału. Biblia Poznańska ma w tym miejscu: „popełnił cudzołóstwo w sercu”.
[5] W kościele św. Marka Ewangelisty w Krakowie, gdzie głosiłem publikowane w trzech tomach niniejszej trylogii homilie, jest grób bł. Michała Giedroycia, zakrystiana z XVI wieku, zakonnika z konwentu białych augustianów, związanych ówcześnie z tym kościołem. Słowa Michale, esto patiens usque ad mortem et dabo tibi coronam vitae, w postaci wstęgi idącej z ust Chrystusa wiszącego na krzyżu, widoczne są na jednym z siedemnastowiecznych obrazów przedstawiających tego Błogosławionego.
OŚRODEK FORMACJI LITURGICZNEJ
św. Jana Chrzciciela w Zawichoście
Created OFL przy współpracy z MAGNUM Sandomierz