ROK A


Pierwsze czytanie: Wj 17, 3‑7

      Drugie czytanie: Rz 5, 1‑2.5‑8

      Ewangelia: J 4, 5‑42

3 NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

11 marca 2023

Wielki Post wraz z szybko przemijającym czasem prowadzi nas do uroczystości wielkanocnych. Przeżywamy je raz na rok uroczyście, aby potem żyć przez cały rok w duchu Wielkanocy. Ci, którzy na serio biorą kierowany do nich apel Kościoła, aby ten święty czas przeżyć jako przygotowanie do odnowy w sobie ducha Chrystusowego, aby przez oczyszczenie wejść głębiej w światłość nieprzemijającą zmartwychwstania – z uwagą śledzą wtajemniczającą pracę liturgii. Niezwykłe zwłaszcza są niedzielne obrazy szkicowane przez Biblię czytaną w czasie sprawowanej Eucharystii, w czasie Mszy świętej.

To są pozostałości genialnej metody, jaką stosowano w pierwotnym Kościele wobec kandydatów do chrztu przychodzących z pogaństwa, kiedy po przejściu w Wigilię Paschalną przez źródło chrzcielne, bierzmowani, dostępowali największego przywileju: byli dopuszczani do uczestnictwa w Ciele Pańskim. Wtedy wiedzieli już dobrze – bo Wielki Post mieli świeżo za sobą – do czego kusi ich szatan, przeciwnik Chrystusa; znali też prawdę o Chrystusie, który przez cud Przemienienia a jeszcze bardziej Zmartwychwstania ukazał swoją tożsamość z Jedynym Bogiem. Nie ma innych bogów obok Boga objawionego przez Jezusa Chrystusa. Wiedzieli też, gdzie Go można spotkać na co dzień.

Bo jeśli Chrystus jest Bogiem, to czy pytanie „gdzie mieszkasz?” (J 1, 38) nie jest najbardziej pasjonującym pytaniem, jakie mogą mieć ludzie na tym świecie? Wiedząc, gdzie Bóg jest, wyjść Mu na spotkanie – czyż nie powinno być tematem nieustannych naszych pragnień i poszukiwań? A jeśli się dostąpi przywileju spotkania, to co można przyrównać do szczęścia, pokoju wewnętrznego, do pełni nasycającej tak bardzo niespokojne i tak często sfrustrowane i przygniecione beznadziejnym smutkiem serce człowieka?

Przeżywając Wielki Post my, ludzie stojący u progu trzeciego tysiąclecia, już ochrzczeni, karmiący się Ciałem Chrystusa, wsłuchujemy się w przekazywaną nam mądrość i chcemy dokonać naszej odnowy. Jeszcze raz w życiu dał nam Bóg łaskę Wielkiego Postu, przeżycia Wielkanocy. Chcemy jeszcze głębiej popatrzeć na nasze życie, bo któż już w pełni wie to, o czym mówimy? Jeszcze bardziej poznać i umiłować Chrystusa, bo kto zna Go w pełni i w pełni Go miłuje? I zdać sobie sprawę z odpowiedzialności za przywilej bycia Jego uczniami, bo kto sobie w pełni zdaje z tego sprawę?

To nie jest stwierdzenie banalne i pozaprzedmiotowe. To dotyka samego szpiku naszej ludzkiej i chrześcijańskiej egzystencji. Często obnaża aż do dna naszą niekonsekwencję, odsłania naszą wewnętrzną pustkę, mówi o frustracji i drążącym życie bólu pełnym smutku. Chyba wszyscy zastanawiamy się – żebyście nie mówili, że mówię ponad głowami, popatrzmy na codzienność: – skąd rodzą się te wszystkie „manie” u mężczyzn i kobiet, u młodzieży a nawet dzieci: nikotyno , alkoholo , narko , seksomanie. U chrześcijan, chrzczonych, bierzmowanych, zanurzonych w śmierć Chrystusa i zmartwychwstałych z Nim, mających przystęp do Ciała Pańskiego, którzy wiedzą, gdzie On mieszka! Jak to godzą z wyznaniem wiary w Chrystusa, żywego Boga? Kim On jest dla nich? Krzyżyki, medaliki, znaki krzyża i od czasu do czasu kościół – i co?!

Oto kubek wody podany Jezusowi przez sfrustrowaną kobietę wszczyna dialog zakończony początkiem procesu całkowitej przemiany, jak to już nieraz bywało po spotkaniu z Chrystusem. Z grzesznicy przekształca się w apostoła. „Wielu Samarytan z owego miasta – tak zakończyliśmy dzisiaj Ewangelię – zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety” (J 4, 39).

Ale zanim wejdziemy w szczegóły, popatrzmy na cały obraz. Rzecz dzieje się przy studni Jakubowej, osobami dramatu są Jezus i Samarytanka. On pierwszy zaczyna dialog. Pamiętajmy o tym: Bóg jest Tym, który „pierwszy umiłował” (1 J 4, 19). Wątkiem wiodącym dialogu u studni jest woda. „Daj mi pić” (J 4, 7), mówi Jezus. Samarytanka prowadzi do ucięcia dialogu przez wejście w warstwę zewnętrzną. Jezus jednak chce jej przybliżyć rzeczywistość ukrytą pod symbolem kubka wody: „O, gdybyś znała dar, prosiłabyś o tę wodę” (por. J 4, 10). A co sprawiło, że za chwilę poprosiła: „Daj mi tej wody, abym nie pragnęła” (por. J 4, 15)? Co naprowadza ją, żyjącą na powierzchni, na naskórku życia – na skojarzenie o wodzie nasycającej pragnienie?

Są tu między tym a tym zdaniem tylko dwa inne, które mogą być poddane analizie, jej pytanie i Jego odpowiedź, ale jest też i osoba Tego, kto z nią rozmawia. Czasem słowa idą w jednej warstwie, a oczy mówią więcej niż słowa, czuje się emanującą miłość, dobroć, miłosierdzie. Przy końcu rozmowy Chrystus obwieszcza: „Ja jestem Mesjaszem, Chrystusem, który z tobą mówi” (por. J 4, 25 26). Ale zanim to wyznał, odsłaniając prawdę swojej osoby, mówiąc, że jest Bogiem, Chrystus odsłonił te warstwy jej życia, które powodowały w niej niczym nieugaszone pragnienie. Kiedy powiedziała: „Daj mi tej wody, abym nie pragnęła”, Jezus „odpowiedział: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj». A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą»” (J 4, 16 18).

W tym momencie otworzyły się oczy kobiety nie tylko na treść słów wypowiadanych przez przygodnie spotkanego Człowieka, ale na jej własną prawdę, prawdę o niej samej. Zrozumiała niezwykłą rzecz: że przyczyna pragnienia, które pali jej trzewia, pragnienia niczym nienasyconego – pięciu mężów jeszcze mało, nie mówiąc już o innych grzechach, które mógł tutaj Prorok z Nazaretu wyliczać – była w niej równocześnie połączona z niewiedzą o Tym, który daje wodę tryskającą na życie wieczne.

Iluż to ludzi, których Bóg dotknął swoją łaską pod koniec ich życia, zmarnowało wszystko i na końcu, kiedy im się oczy otworzyły, nie mogli tego jednego sobie wybaczyć: że tak późno. U iluż ludzi ta niewiedza przez całe życie, ignorancja, rodzi pogardę dla słów obwieszczających całą prawdę o człowieku. Nie słuchają Chrystusa, nie słuchają Boga, tylko tych, którzy powiedzą byle co, byle głupstwo. Idą jak ćmy do światła. A mowa Boga nie dochodzi do nich. Niewiedza. Spowiadajcie się z niej jako z jednego z najcięższych grzechów! Ignorancja religijna, która jest palącą raną Kościoła. Zapomnieli, że są ochrzczeni, zanurzeni w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Nie wiedzą, że przyjmując Ciało Chrystusa i mówiąc „Amen” wyznają, że będą żyć po chrześcijańsku w świecie.

Żeby moi słuchacze zrozumieli logiczny ciąg tego wywodu, trzeba w tej chwili od opowieści o Samarytance przejść do dzisiejszego czytania z Księgi Wyjścia, gdzie ludziom zagrożonym na pustyni śmiercią z pragnienia (proszę patrzeć, co za sformułowanie!) Mojżesz wydobywa ze skały wodę. Wydobywa ją na oczach sfrustrowanych i wątpiących Żydów, mających obietnicę Boga, w którą nie wierzą. A on wierzy bez wahania. Żydzi podczas doświadczanej próby zwątpili. Zwątpili w obecność Boga, pytali: „Czy też Pan jest rzeczywiście w pośrodku nas, czy nie?” (Wj 17, 7). A Mojżesz wobec wątpiących wiedział, jak jest. „O, gdybyś znała dar Boży!” (J 4, 10). Miał obietnicę Boga, miał nakaz Pana, miał Jego przykazanie: „«Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś Nil, i idź. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie». Mojżesz uczynił tak na oczach (ludu)” (Wj 17, 5 6).

I psalm, który w chwilę po przeczytaniu tego tekstu odśpiewaliśmy, przypomniał nam całą kwintesencję tego zdarzenia: „Kiedy Bóg mówi, nie gardź Jego słowem” (refren Psalmu responsoryjnego). Trzeba pamiętać, że pragnienia pochodzące z niewiedzy o Bogu rodzą w nas pogardę dla słów Boga i zniewalają człowieka do szukania własnych rozwiązań; do owych „manii”, które wyliczyliśmy na początku; do owych frustracji, do owych buntów, czy mówiąc językiem, z którego też często kpimy i wyśmiewamy się: do grzechu, który jak u Samarytanki zniewala do wiązania się z wciąż nowymi partnerami, do frustracji i beznadziejności.

Ileż to Samarytanek i Samarytan naszego wieku gardząc słowem Pana słucha pokusy szatana i ulega żądzy oczu, ciała i pychy (1 J 2, 16)! A przecież pożądanie, cupiditas, pożądanie człowieka zrodzone z grzechu jest (słyszycie dobrze?) antytezą daru Boga, antytezą Jego miłości. Jest przeto bałwochwalstwem i tym samym jest zarzewiem owego niczym nieugaszonego pragnienia, które sprawia, że człowiek gardzi sprawami Bożymi, pragnąc posiadać, posiadać coraz więcej. I staje na przeciwnym Bogu biegunie. Pragnie tak strasznie, tak bardzo zagarnia wszystko ku sobie, że palą go trzewia. I nie szuka tam, gdzie trzeba: nie szuka u Tego, który jedyny gasi pragnienie. Nie utraćmy z pamięci tego zdania Chrystusa, który jest łagodny i miłosierny, ale raz powiedział: ci, którzy pożądają, nie wejdą do Królestwa (por. Mt 5, 27 29). Pożądanie jest bałwochwalstwem.

Oto co trzeba sobie wyraźnie odbudować, co trzeba poznać (temu będą poświęcone jeszcze rekolekcje wielkanocne): poznać Tego, który rozmawiał z Samarytanką; wiedzieć, że tylko On ma wodę życia, dzięki której gasi się pragnienie, że tylko On jest Zbawicielem. Trzeba w Niego wierzyć i miłować Go całym sercem, niepodzielnym sercem.

Wiara bowiem – proste słowa, ale jakie istotne! – daje „dostęp do łaski” (Rz 5, 2 3), dzięki której (jak nam przypomina dzisiaj św. Paweł) Jego miłość, Jego miłość przepełnia nasze serca (Rz 5, 5). I zamiast pogardy dla słowa Pana jest w nas miłość dla słów Pana – słuchamy tych słów jako jedynej prawdy, bez której dusimy się na świecie i zdolni jesteśmy do wszelkiego szaleństwa – Jego miłość, dzięki której właśnie słowo staje się ciałem w nas. Jak w wielkim misterium Zwiastowania Pańskiego, które będziemy za chwilę, w środę, świętować. Jak w przeżywaniu codziennym Komunii świętej, kiedy Słowo Boga staje się Ciałem w nas, aby dać nam nasycenie.

Powtórzmy na końcu tę piękną modlitwę: „Panie, Ty jesteś prawdziwie Zbawicielem świata, daj nam wody żywej, byśmy nie pragnęli” (śpiew przed Ewangelią). Amen.

(1987)

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz