ROK B


Pierwsze czytanie: Jr 31, 79

Drugie czytanie: Hbr 5, 16

Ewangelia: Mk 10, 4652

30 NIEDZIELA ZWYKŁA

homilia bpa Wacława Świerzawskiego

26 października 2024

Chętniej wytężamy słuch na słowo mówione, kiedy dotyczy spraw naszych, kiedy jest aktualne, a do tego rzeczowe i konkretne. Przecież każdy z nas niesie w sobie wiele pytań, na które chce uzyskać odpowiedź. Szukamy wciąż. Nie ma takiego człowieka, który by już wiedział wszystko i tym samym był do końca uspokojony.

            Oczywiście, są pytania, które dotyczą naszej codzienności, najczęściej z nimi łączymy to, co nazywamy: aktualne. Jak ktoś zaczyna mówić zbyt teoretycznie, mówimy: to nieaktualne, to niepraktyczne, to mnie nie obchodzi. A to, co dotyczy codzienności, to polityka, ekonomia, wychowanie, choroba, zdrowie, sport, sztuka... Jedna warstwa.

            Ale są także pytania – i wiemy o tym dobrze, że przychodzą chwile w życiu, kiedy bardzo ostro te pytania się odzywają – od których zależy tamta warstwa i odpowiedzi na te wszystkie poszczególne, szczegółowe pytania. To jakby drugi stopień, druga płaszczyzna naszego życia. Pytania o sens życia, o sens umierania przede wszystkim, czy też „umierania, by żyć”, pytania o los pośmiertny (zbliża się listopad, pójdziemy na cmentarne rekolekcje, gdzie będziemy słyszeć głośno memento mori), pytania o sens historii, o sens bytu narodowego, o sens wolności. To są te wielkie pytania, dotyczące niby tematów bardziej odległych. Ale czy może człowiek rozwiązywać tamte powszednie, zwyczajne, codzienne bez posiadania odpowiedzi na te podstawowe?

            Oto właśnie te z drugiego piętra, czy idąc w dół, fundamentalne, są dla naszego życia istotne. Słusznie nazywamy je podstawowymi, fundamentalnymi, bo bez nich życie ludzkie się załamuje. Wymyśliliśmy niedawno słowo „frustracja”, którym często operujemy. Beznadziejność jest słowem określającym stan człowieka, który nie ma nadziei, a wróciła dzisiaj „nadzieja” jako słowo modne i ciągle nim się posługujemy (nawet ktoś ostatnio powiedział o naszym Papieżu, że jest Papieżem nadziei). I człowiek sfrustrowany, człowiek, który nie ma nadziei, zaczyna chorować na śmiertelną chorobę, jaką jest rozpacz (tak ją Kierkegaard nazwał[1]), chorobę na śmierć. Rozpacz to jest prawdziwa śmierć. Stąd też szukanie rozwiązania w narkotykach czy w jeszcze bardziej radykalnym przecięciu linii życia.

            Ten wstęp, jak wiadomo, jest zasugerowany dzisiejszym słowem Boga do nas. Jak to wszystko coś znaczy! Tak przyzwyczailiśmy się do słuchania Ewangelii, Pisma świętego. Mówimy: oto słowo Boże, oto słowo Pańskie. Tak, to jest słowo Boga. Zasypywani słowami ludzkimi jak trocinami, czasem już słowa Bożego nie słyszymy.

            O co chodzi w słowie Boga powiedzianym do nas dzisiaj? Przed chwilą słyszeliśmy – lektorzy tutaj przeczytali je głośno, jak heroldowie, którzy trąbią w fanfary, żeby ludzie zatrzymali się i słyszeli, jakie orędzie chce do nich skierować sam Bóg. Mówiąc najkrócej i ujmując treść dzisiejszego słowa Boga skierowanego do nas w pewien schemat, trzeba wyjść od Ewangelii. Jest tutaj naszkicowana postać człowieka niewidomego (jeśli chcemy, powiedzmy mocniej: ślepego), który wchodzi w dialog z przechodzącym obok Chrystusem. Od razu nasuwa się to porównanie, ale gdyby ktoś powiedział, że to my jesteśmy ślepi i niewidomi wobec Chrystusa, który jest wśród nas, to byśmy to poczytali za obelgę albo zaczepkę.

            Ślepy – co to znaczy? Człowiek, który nie widzi tego, co ma widzieć. Bo ślepota oczu jeszcze nie jest ślepotą najbardziej uciążliwą. Są inne ślepoty, właśnie na tę wewnętrzną treść, która jest często ukryta pod grubszym czy cieńszym nakryciem, powłoką. „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się! – Co chcesz, abym ci uczynił? – Abym przejrzał” (por. Mk 10, 47.51). Nie każdy niewidomy i ślepy pragnie przejrzeć. Gorsza jest ślepota ślepych, którzy nie chcą już przejrzeć. „«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim” (Mk 10, 52). Ileż tu treści w każdym najmniejszym słowie!

            Ale zatrzymajmy się nie na nim, tylko na nas – aluzja do ludzkich wołań, do ludzkiej ślepoty i też do ludzkich pragnień, do ludzkich tęsknot. Jeszcze doprecyzujmy: nie do  ich  tęsknot, tych wszystkich, których tu nie ma (którzy nawet nie chcą słuchać słów Bożych, bo słuchają ciągle tylko tych swoich albo tych drugich, tych z pierwszego poziomu), ale do  naszych.  Jak żyjemy, czego od życia chcemy, co jest rzeczą najważniejszą w naszym życiu? Tak czasem przypatrujemy się ludziom wierzącym w Jezusa Chrystusa, którzy żyją tak, jak gdyby się nic nie dokonało. Trudno dzisiaj mówić, że dopiero dzwony biły na rezurekcję. Ale one biją dalej i rezurekcja trwa dalej, Chrystus wciąż codziennie wstaje z krzyża. A oni żyją dalej swoimi sprawami i idą, i siedzą przy drogach jak ślepcy. I w ogóle nie wiedzą, kim jest Jezus z Nazaretu.

            Ale znowu: nie oni, tylko my. Kim jest Chrystus w moim życiu? Można nawet zadać pytanie, precyzując je: w życiu człowieka, który uzyskał największy przywilej: nawet codziennie uczestniczy w zmartwychwstaniu Pańskim z krzyża, przyjmując Komunię świętą. Tu też są wobec tego faktu ślepi. I dzisiaj właśnie w ten tak naszkicowany kontekst, w ten krajobraz wdziera się zdanie, które już wyśpiewaliśmy: „Pan Bóg uczynił wielkie rzeczy dla nas” (refren Psalmu responsoryjnego). „Pan Bóg uczynił wielkie rzeczy dla nas”. Nie tylko ludzie czynią wielkie rzeczy, nie tylko genialni ludzie czynią wielkie rzeczy, artyści, filozofowie, naukowcy, społecznicy. Moglibyśmy wyliczać tutaj tych wszystkich wielkich tego świata.  Pan Bóg  uczynił wielkie rzeczy dla nas. Pan Bóg  czyni  wielkie rzeczy dla nas. Co czyni? Czemu o tym nie mówią i nie krzyczą wszystkie środki masowego przekazu? Czemu nie piszą wszystkie gazety idące w tysięcznych nakładach? To jak to jest: nie uczynił czy uczynił?

            C o  uczynił, co czyni? Jedno zdanie dzisiaj też takie padło, które streszcza nam to wszystko, o co chodzi: „Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię” (śpiew przed Ewangelią). Kto mówi, że wierzy, kto nawet chodzi codziennie do Komunii świętej, zrozumie to zdanie wtedy, kiedy będzie trzymał w ręku werdykt swojej własnej śmierci. Już wtedy nic nie będzie ważne. Wszystko będzie (jak Bołkoński pod Austerlitz mówił, kiedy krzyczeli, że Napoleon jedzie) brzęczeniem muchy. Nic nie warte, wszystko jak proch. Co wtedy?

            Jest ktoś, kto śmierć zwyciężył. I moją śmierć zwyciężył. Nazywamy Go: Jezus z Nazaretu. I mówimy o Nim jednym symbolicznym skrótem: nasz Zbawiciel. Zbawiciel – też słowo często niezrozumiałe, wytarte. Nawet u tych wszystkich, którzy ciągle szukają wolności i krzyczą, nie wiedząc, czego chcą. Bardzo często nie wiedzą. Choć wielu z nich wie, o co chodzi.

            I dzisiaj do tego nawiązuje Jeremiasz: „Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba, weselcie się pierwszym wśród narodów. Głoście, wychwalajcie i mówcie: «Pan wybawił swój lud»” (Jr 31, 7). To jest właśnie ta wielka rzecz, którą uczynił i czyni. Nie ma wolności ludzkiej bez Chrystusa[2]. Poddać się pod Jego panowanie, poddać się pod Jego wymagania, Jego przykazania. Być wiernym w cierpliwości aż do śmierci. Nawet jak mocno w twarz dmucha przeciwny wiatr[3].

            Co to jest to, co Pan czyni, co nazywamy: „wielkie rzeczy uczynił Pan”? W te teksty wplotło się też i to zdanie: „Ci, którzy we łzach sieją, żąć będą w radości” (Psalm responsoryjny). Tak więc owo „co” czyni jest jeszcze wyjaśnione przez owo „jak” czyni. Całe czytanie wyjęte z Listu do Hebrajczyków mówi, że Jezus Chrystus jest Arcykapłanem, który nas prowadzi do Boga. To jest ta „wielka rzecz”, którą nam czyni. To jest właśnie to, co my chcemy każdej niedzieli, każdego dnia świadomie i z wiarą powtórzyć, jak ów ślepiec pod Jerychem, który się przysunął do zbliżające­go się Chrystusa i wołał: „Ulituj się nade mną!” (Mk 10, 47).

            Chrystus obecny „dla nas i dla naszego zbawienia” w Przenajświętszej Eucharystii, Chrystus idący na krzyż, składający ofiarę, by owoce tej ofiary położyć na ołtarzu, aby każdy, kto tylko będzie miał wiarę, przyszedł i spożywał wraz z ofiarą dojrzały Owoc życia, żeby był zbawiony – to właśnie znaczy „Pan Bóg uczynił wielkie rzeczy dla nas”.

            A więc z tej struktury dzisiejszych czytań wynika, że trzeba (zapamiętajmy sobie to na najbliższy tydzień) coraz bardziej poznawać i zgłębiać to, co uczynił dla nas i co czyni dla nas. Trzeba zgłębiać te „wielkie rzeczy”, żeby nie przytłumiły ich tamte rzeczy, które owinięte w świecące barwy neonów, cynfolii, krzykiem megafonów zagłuszają to, co uczynił Bóg i co słychać w ciszy wiary i pokory, i cierpliwości. To, co Bóg dla nas uczynił i czyni, co zamknął w Eucharystii, trzeba uczynić zasadą swojego codzien­nego życia. I właśnie z tej bazy iść w szczegóły. Każdy szczegół ma swoje rozwiązanie, jeśli człowiek stoi na fundamencie  tej  prawdy, jeśli oparł swoje stopy na skale, którą jest Chrystus.

            Właśnie wtedy tworzy się ta synteza i interakcja: On jest Zbawicielem, a ja, mając wiarę jak ślepiec, który się do Niego przybliżył, kiedy się do Niego przybliżę, uzyskam przywilej otwarcia oczu, bo On objawia się takim, którym nie brak wiary w Niego. To jest ta największa w życiu synteza, jaką człowiek może dzięki przywilejowi danemu przez Boga otrzymać.

            Przed chwilą w waszym imieniu i własnym wypowiedziałem tutaj głośno modlitwę do Boga Wszech­mogącego (wszechmogącego! też tak czasem przez to słowo przeskakujemy, jakby to nie było ważne, bo są rzeczy „bardziej wszechmogące”;  Bóg  jest wszechmogący!): „Wszechmogący, wieczny Boże, pomnóż w nas wiarę, nadzieję i miłość i daj nam ukochać Twoje przykazania, abyśmy mogli otrzymać obiecane zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

(1988)

 

   [1] Søren Kierkegaard, Choroba na śmierć (Warszawa 1969).

   [2] W tym czasie powtarzano coraz mocniej hasło: „Nie ma wolności bez Solidarności”.

   [3] Sytuacja polityczno-społeczna w Polsce była w tym czasie (koniec października 1988 roku) nadal bardzo napięta.

OŚRODEK  FORMACJI  LITURGICZNEJ

 

 

 

 

 

 

Katechumanat Krakó

Created OFL przy współpracy z  MAGNUM Sandomierz